- Tak, ale nie zrobiłam magisterium.
- To i tak robi wrażenie. - Dzięki. Znów wróciły do picia kawy. Po chwili Kimberly powiedziała cicho: - Rainie, możesz mówić dalej? O wiele łatwiej jest mi mówić o twoim życiu niż o moim. - Kimberly, jest mi naprawdę przykro. - Kto mi pomoże zaplanować mój ślub? Do kogo będę telefonowała, kiedy będę się spodziewała pierwszego dziecka? Kto będzie mnie trzymał za rękę, kiedy będę rodziła swoją córeczkę i w jej twarzyczce będę widziała rysy twarzy Mandy i mamy? - Dowiemy się, kto to robi. Znajdziemy go i każemy mu za wszystko zapłacić. - Czy to cokolwiek poprawi? Pomyśl o sobie i o tym, co się wydarzyło w zeszłym roku. Znalazłaś faceta, który to zrobił. Ty i mój ojciec zabiliście go. Czy potem czułaś się lepiej? Rainie się nie odezwała. Po chwili Kimberly powiedziała: - Tak myślałam. Quincy śnił. Znajdował się w Filadelfii i przechadzał się po pięknym, opustoszałym miejskim domu Bethie. W jednej ręce trzymał poduszkę. Próbował łapać piórka i wpychać je do środka. Potem stanął przy łóżku. Teraz trzymał w rękach wnętrzności Bethie i gorączkowo usiłował upchnąć je z powrotem do jej brzucha. Nie rób tego - ostrzegł go wewnętrzny głos. - On chce, żebyś tak ją zapamiętał. Nie pozwól mu wygrać. Cofnął się w czasie, poszukując szczęśliwszych chwil. Bethie ze zmierzwionymi włosami i spoconą twarzą. Bez makijażu i pereł. Za to z uśmiechem, który mógłby rozjaśnić całe miasto. Było to wtedy, kiedy leżała w szpitalnym łóżku, trzymając w rękach swoje pierwsze dziecko. On zaś delikatnie dotykał ich córki. Podziwiał idealne paluszki u rączek i stópek. Potem dotknął policzka żony. Powiedział jej, że wygląda pięknie. I przysiągł, że będzie lepszym ojcem, niż był jego własny. Nowa rodzina. Nowy początek. Był pełen nadziei na przyszłość. Szesnaście lat później Bethie wchodzi do salonu oszołomiona. Kroiła marchew w kuchni. Nóż się omsknął i teraz trzymała swój palec w drugiej ręce. On akurat wrócił z miejsca zbrodni w Kalifornii, gdzie na wzgórzu znaleziono dwadzieścia pięć zwłok, w tym piętnaście młodych kobiet i dwoje małych dzieci. Powiedział żonie: Kochanie, to nic poważnego. Bethie zaczęła krzyczeć: Dłużej tego nie zniosę! Dlaczego wyszłam za mężczyznę, który jest taki zimny?! Czas biegł naprzód. Był w Massachusetts, pilnował kobiety przynęty. Tess Williams wróciła do swojego starego domu w nadziei, że fakt ten wyciągnie z ukrycia jej byłego męża zabójcę. Wszystko poszło źle. Znajdował się w domu, kiedy na ulicy rozległy się strzały. Powiedział Tess, żeby nie podchodziła do drzwi. Obiecał jej, że przy nim będzie bezpieczna. Potem zjawił się Jim Beckett. Z bliska wypalił do niego z dubeltówki. Pomyślał: Rany! Czuję się ekstra jak na kogoś w moim wieku! Później, po powrocie ze szpitala, kiedy próbował odzyskać równowagę, postanowił wziąć córki do siebie na weekend. - Jak się masz? - spytał Bethie. - Lepiej. - Tęsknię za tobą. - Wcale nie. - Bethie... - Wracaj do pracy, Pierce. Kto chciałby być tylko mężem, skoro może