wbicia w ścianę, bo nie sądziła, by roztrzęsione kolana dały radę ją
teraz utrzymać. Poczuła, jak mężczyzna odsuwa się na bok, usłyszała kliknięcie - i przedpokój zalało łagodne światło. Z zewnątrz dochodził odgłos pracującego silnika, a po chwili - odjeżdżającego samochodu True. Diaz cofnął dłoń. Jego twarz była nieruchomą maską, w oczach miał tylko lód. - Jest coś między tobą a Gallagherem? - zapytał. Uderzyła go. W ramię, w rękę, potem złapała torebkę i walnęła go w głowę. an43 185 - Niech cię szlag! - krzyknęła łamiącym się głosem. - O mało nie dostałam przez ciebie zawału! Rozkleiła się zupełnie: po policzkach pociekły jej łzy strachu i ulgi. Drżąc, osunęła się na krzesło przy stoliku z lampą. Niezdarnie przeszukiwała torebkę w poszukiwaniu chustki. Tymczasem twarz Diaza wyrażała wreszcie jakieś emocje: wyglądał na zdruzgotanego świadomością, że Milla go uderzyła, i prawdopodobnie równie zaskoczonego tym, iż jej na to pozwolił. Sama była zdziwiona własnym brakiem opanowania, tym, że Diaz tak sobie bezczynnie stał, zamiast rzucić się na nią, złamać jej rękę albo przynajmniej cisnąć nią o podłogę. Otworzyła usta, szukając słów przeprosin, ale zamiast tego uderzyła Diaza w nogę. - Niech to szlag - szepnęła, próbując wytrzeć obficie lecące łzy chusteczką. Z makijażu zostały pewnie żałosne resztki. Gdy o tym pomyślała, miała ochotę walnąć go jeszcze raz. Przykucnął przed nią, ich oczy były teraz na tym samym poziomie. - Nie chciałem... Ja... Przepraszam. Ostrożnie wyciągnął rękę i zamknął dłoń Milli w swojej dłoni. Zrobił to niepewnie, jakby zdarzyło mu się to po raz pierwszy i nie był pewien, jak ma sobie z tym poradzić. Jego palce były twarde, gorące, powierzchnia dłoni szorstka. Delikatnie pocierał kciukiem jej kostki. - Wszystko w porządku? - Pytasz o to, czy moje serce wróci kiedyś do normalnego rytmu? - parsknęła, a potem nagle roześmiała się histerycznie. an43 186 Adrenalinowy kopniak był tak silny, że nie była w stanie stanąć na nogach; oparła więc głowę o ścianę i chichotała, ocierając twarz chusteczką. I wtedy stał się cud. Kąciki ust mężczyzny powędrowały w górę. Milla była tak zaskoczona widokiem uśmiechu na twarzy Diaza, że zapomniała o śmianiu się i tylko patrzyła, szeroko otwartymi oczami, na rozbawionego mężczyznę. Jej serce, które zaczęło już się powoli uspokajać, znów wpadło w nerwowy rytm. Tym razem nie ze strachu. Zrobiło jej się bardzo gorąco i poczuła wszechogarniające drżenie. Diaz trzymał ją za rękę i uśmiechał się. Teraz właśnie powinna wrzeszczeć z przerażenia: była zapewne w większym niebezpieczeństwie niż kilka chwil temu. - Co...? - spytał skonsternowany jej uporczywym spojrzeniem. - Uśmiechasz się. Wyglądało to tak, jakby zrzucił maskę i pozwolił jej patrzeć na