maz agaty kuleszy
nogi. Imogen. Niemal na pewno Imogen. - Ty skurwysynu - szepnęła. - Ty cholerny skurwysynu! Usłyszała podjeżdżający samochód i zatrzęsła się z przerażenia. Z sercem bijącym jak młot zdołała zawinąć kluczyk w bibułkę i umieścić na dnie torebki. Teraz ta rzecz (sam dotyk przyprawiał ją o mdłości)... jeszcze tylko złożyć wszystko w paczuszkę i schować w skrytce. Na dole rozległy się głosy. Trzasnęły drzwi samochodu. Zuzanna rzuciła się do kontaktu, zgasiła lampę i czym prędzej wepchnęła deskę podłogową na miejsce. Zrobiła to perfekcyjnie... nawet za bardzo perfekcyjnie. Na szczęście przypomniała sobie w porę, która krawędź wystawała bardziej. Podniosła się z wysiłkiem, nie bacząc na zdrętwiałe nogi, wyrównała wykładzinę, ustawiła na miejscach stolik i krzesło (na szczęście na dywanie zostały odciśnięte ślady, widoczne nawet w słabym świetle), wreszcie podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Okazało się, że to wcale nie Izabela z dziewczynkami, tylko jakiś inny wielki i czarny samochód zaparkował w zatoczce przed domem. Wysypali się z niego obcy ludzie, którzy właśnie przechodzili na drugą stronę drogi, zapewne wybierając się na spacer po wrzosowisku - ale dlaczego akurat teraz, po ciemku - tego nie mogła pojąć. Znów wytarła spocone ręce w spódnicę, na chwilę zapaliła światło - aby jeszcze raz sprawdzić, czy wszystko jest na miejscu, i dopiero wtedy otworzyła drzwi. Na górze nadal dudniła muzyka. Zuzanna podeszła do schodów i zawołała głośno w stronę poddasza: - Mick, wychodzę! Muzyka ucichła, rozległy się kroki. - Co? - spytał z irytacją w głosie. - Chciałam tylko powiedzieć, że wychodzę. - Dobra. - Pozdrów je ode mnie, dobrze? I przeproś, że nie mogłam dłużej czekać. - Jasne. Znów kroki. I muzyka. 196 Zuzanna wzięła głęboki oddech, chwyciła zostawioną w kuchni torebkę, wpuściła Kahlego, który grzecznie czekał przy drzwiach, i wyszła. Nigdy nie piła dużo, ale tym razem, wróciwszy do domu, nalała sobie sporą lampkę czerwonego wina, a zaraz po niej następną. Nie miała pojęcia, co z tym fantem robić. - Nic - powiedziała sobie w końcu. - Nic nie możesz zrobić. Gdyby Imogen odkryła, co się stało, dostałaby szału. Może nawet doniosłaby na nią do Stowarzyszenia Psychoterapeutów albo i na policję. A gdyby usłyszeli o tym Sylwia czy Matthew, prawdopodobnie już nigdy nie pozwoliliby jej zbliżyć się na krok do domu, a co gorsza, także do dziewczynek. Najbardziej jednak przerażało ją to, że utraciłaby na zawsze zaufanie Imo, co oznaczałoby również zdradę pamięci Karo. Przy trzeciej lampce wina zaczęła szukać alternatywnego